środa, 18 września 2013

Mozaika w łazience / łazienka w mozaice :-)



Postanowiłam zrobić- odnowić  łazienkę. Zbierałam różne kafle, kupowałam resztówki za małe pieniądze, dokupowałam poszczególne kolory. Ponieważ stare kafle dobrze się trzymały przez 20 lat, sprawdziłam jakie są możliwości naklejania nowej warstwy bez zrywania,  czy burzenia ścian. Okazało się, że tak można. Należy tylko ściany pokryć emulsją gruntującą, a następnie nałożyć cienką warstwę zaprawy klejowej. Gdy zaczęły się wakacje zaczęłam wyklejać pierwsze motywy na siatce. Chciałam białą łazienkę z motywami wodnymi. Zrobiłam rybki, muszle, rozgwiazdy, ale brakowało mi czegoś większego. Wtedy wpadłam na pomysł smoków wodnych. I kleiłam, dzień po dniu, wytrwale. Potem wymyśliłam oprawę lustra: z drobnymi szkiełkami ozdobnymi. Znów kleiłam, małą szpachelką,  aż skończyłam. Fachowiec  wymienił  wannę, a mnie do  skończenia zostały tylko fugi. Po wypełnieniu fug łazienka była gotowa. Cały lipiec pracy po 8-10 godzin dziennie. I ja to zrobiłam. Jak mówiła Martynka, gdy była mała:  „własna ja”. Na koniec  ogromnie zmęczona ale zadowolona…. pojechałam na wakacje odpocząć!

Pozdrawiam,
Lucy


środa, 4 września 2013

LEN 100%

Uwielbiam naturalne materiały i nie przeszkadza mi fakt, że po wyjściu z samochodu w lnianym kostiumie mogę przypominać wygniecionego księcia Karola. Ba, nawet mi to schlebia! ;) W końcu cały świat śledzi modowe trendy na brytyjskim dworze! Skoro książę Karol może nosić „gniotliwe” garnitury – i ja mogę! Nie ma w tym nic złego! 



środa, 28 sierpnia 2013

Borne – moja Arkadia




Dwie zodiakalne ryby, które tkwią we mnie, płyną w dwóch różnych kierunkach. Uprawiam eskapizm, odrywam się i uciekam od rzeczywistości, by po jakimś czasie wrócić i zaznaczyć swoją obecność. I paradoksalnie wracam wtedy, gdy mogłabym się schować. Bo słowa kotłują się w mojej głowie i odczuwam potrzebę pisania (stłumioną przez jakiś czas). 

Mam takie dni, kiedy chcę zniknąć z sieci bezpowrotnie. Już raz przestałam „istnieć”, kiedy usunęłam swoje konto z facebooka. Podobno nie istniejesz jeśli cię tam nie ma... Wróciłam pół roku później, nie z próżności, nie z chęci epatowania wspaniałymi fotkami z wakacji, lecz ze względu na naszego bloga. Piszę „naszego”, bo wciąż traktuję ten kawałek przestrzeni jak moją i Lucy własność, mimo iż Lucy pojawiała się tu w ostatnim czasie z doskoku. 

Borne – moja Arkadia, o której parę razy na tym blogu wspominałam (tu mieszka moja babcia, o której pisałam w kontekście „Fashion moments” tu, to tu zorganizowaliśmy sobie z mężem plener ślubny… ze statywu, wspominam o tym tu, ) – moja Arkadia się rozpada… Wróciłam właśnie z wizyty u ukochanych dziadków i doświadczyłam zderzenia najwspanialszych wspomnień z bezlitosną rzeczywistością. Nie chcę pisać o chorobie dziadzia (babcia nauczyła nas mówić „dziadzio” – gdyż zawsze twierdziła, że: „dziadek jest do orzechów” ;)) – niech ten fakt pozostanie tylko punktem wyjścia do dalszych refleksji. Przemijanie – co za banał chciałoby się powiedzieć! Jak łatwo można wpaść w kanał górnolotnego mówienia o czymś, co jest tak fundamentalne dla ludzkiego istnienia. Ale gdy spotykasz swoje wspomnienia na każdym kroku i wiesz, że za chwilę wszystko się zmieni ta przemijalność dotyka cię bardziej, jest bardziej osobista, spersonalizowana… 


środa, 19 czerwca 2013

Wizyta w National Gallery

 Wrażenia z pobytu w Londynie: część druga

Odkąd tylko pamiętam zawsze musiałam robić coś plastycznie. Jakaś  wewnętrzna potrzeba skłaniała mnie ku temu. Jeszcze jak mieszkałam w Koszalinie, gdzie się urodziłam i byłam mała- pamiętam, że wędrowałam do szkoły po lekcjach na kółko plastyczne z wielkim blokiem rysunkowym. W domu też malowałam, lepiłam z gliny, a mama chętnie mnie zaopatrywała w przeróżne materiały plastyczne i … nigdy nie narzekała, że coś nabrudziłam. W domu miałam więc sprzyjające warunki do rozwoju. Rysowałam, malowałam, eksperymentowałam, mieszałam techniki i dawało mi to ogromne zadowolenie. 

Czytałam o sztuce, dowiadywałam się różnych ciekawych historii o twórcach, oglądałam reprodukcje w albumach, aż sama zapragnęłam być malarką. Najpierw skończyłam Reklamę, później Edukację artystyczną  w zakresie sztuk plastycznych ze specjalnością techniki malarskie i projektowanie witrażu, a na końcu Malarstwo na ASP we Wrocławiu.

Dzisiaj robię rysunki satyryczne do gazet, ilustruję książki, maluję, rzeźbię, robię biżuterię autorską- artystyczną, a ostatnio zajęłam się też mozaiką. Ponadto prowadzę też klub plastyczny dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Sztuka więc towarzyszy mi całe życie i w różnej formie.


Będąc w Londynie  z przyjemnością wybraliśmy się więc do National Gallery przy Trafalgar Square. Miejsce to wybrano na budowę ze względu na centralne położenie, które ułatwiało dostęp zarówno bogatym mieszkańcom zachodniego Londynu jak i uboższym ze wschodniego Londynu.

National Gallery


Jest to galeria państwowa, udostępniona bezpłatnie (oprócz wystaw tymczasowych), licząca ok. 2300 dzieł. Główna kolekcja udostępniona jest do zwiedzania za darmo, jednak w przypadku okazjonalnych wystaw pobiera się opłatę za wstęp. Mile widziane są także dobrowolne datki "na utrzymanie galerii".


Od początku Galeria Narodowa była zaangażowana w edukację. Studenci byli zawsze chętnie przyjmowani w celu poznawania kolekcji oraz wykonywania kopii obrazów. Edukacyjny program galeria kontynuuje do dziś, przyjmując uczniów, studentów oraz szeroką publiczność. Program zawiera darmowe wykłady, zwiedzania z przewodnikiem oraz seminaria.


Artyści, których dzieła są tam wystawione, to między innymi: Leonardo da Vinci, Rembrandt van Rijn, Vincent van Gogh, Tycjan, Sandro Boticelli, Jan van Eyck, Claude Monet, Diego Velazquez, Pierre-Auguste Renoir i wielu innych.


Dla mnie ciekawe było odkrycie wielkości obrazów. Pomimo podania wymiarów w różnych reprodukcjach, człowiek ma inne wyobrażenie o nich.



Obrazy są cudowne, mistrzostwo wykonania, perfekcja…



Pozdrawiam,
Lucy 

National Gallery - z zewnątrz

czwartek, 6 czerwca 2013

Notting Hill… i nie tylko – czyli wrażenia z pobytu w Londynie

William Thacker, w rolę którego wciela się Hugh Grant, rozpoczyna narrację w filmie „Notting Hill” następująco: „A mój świat jest tu, na Notting Hill, w mojej ulubionej części Londynu.” Chwilę później, wraz z Thackerem, zagłębiamy się w obraz dzielnicy rządzącej się własnymi prawami – i już wiemy, że właśnie przekraczamy granicę magicznego miejsca. To tu – jak mówi bohater – wraz z nadejściem weekendu „zjawiają się setki kramów wypełniając Portobello Road aż po Notting Hill Gate… Tysiące ludzi kupują miliony antyków – tych autentycznych i tych nie całkiem autentycznych.” To właśnie Notting Hill było pierwszą atrakcją Londynu, którą postanowiliśmy zobaczyć podczas naszego czterodniowego pobytu w międzynarodowej stolicy mody, sztuki i kultury. 


Od lewej: Halinka, Lucy, Andre

sobota, 4 maja 2013

KREATYWNA NIEZALEŻNOŚĆ

5 maja 1979 roku moi rodzice powiedzieli sobie sakramentalne „tak”. W tym roku mija 34 rocznica ich ślubu. W naszej rodzinie ten dzień zawsze wspólnie świętowaliśmy – tak jakby to był sukces i szczęście nie tylko ich dwojga, ale rodziny, którą stworzyli. Udane małżeństwo moich rodziców zawsze było dla mnie inspiracją i siłą, z której czerpię do dziś. 

W związku z ich nadchodzącym świętem poczyniłam pewne refleksje dotyczące ślubnych stylizacji i zauważalnej tendencji polegającej na przyjęciu motywu przewodniego, opartego często na dominancie kolorystycznej (którą sama zastosowałam na swoim ślubie!). Nie znoszę bycia „nijakim” – uwielbiam za to „określoność” – to znaczy sposób bycia, życia, a także ubierania się – w którym widać indywidualizm. 

Od jakiegoś czasu w branży ślubnej króluje „kreatywna niezależność”. Nudne i ckliwe dodatki przejadły się, młodzi ludzie zaczęli szukać oryginalnych środków wyrazu mających na celu zaznaczenie ich niepowtarzalności: jako pary i jako indywidualnych jednostek. 

Poniżej przedstawiam kilka ślubnych stylizacji dziewczyn, którym towarzyszyłam jako fotograf w tym szczególnym dniu… Podoba mi się ich odwaga i pomysł.
Marta – postawiła na zielone dodatki do sukni ślubnej w postaci butów i biżuterii: kolczyki, bransoleta. Jej  ślubne uczesanie zdecydowanie wyróżnia się i odbiega od klasycznych fryzur serwowanych na głowach przyszłych panien młodych… 


sobota, 30 marca 2013

Wesołych !

Kochani!
Życzymy Wam spokojnych, zdrowych i wesołych Świąt! :-) Lucy dziękuje za wszystkie słowa wsparcia pod jej ostatnimi postami, a ja - Martyna - obiecuję, że już niedługo nadrobię zaległości na Waszych blogach i odpowiem na Wasze komentarze. Jestem już u kresu przeprowadzki i mam nadzieję wrócić do Was ze zdwojoną siłą ! :-) Pozdrawiamy Was serdecznie!!! L & M

Rys. Lucy
Rys. Lucy

środa, 27 marca 2013

WISIORY DUŻE I MAŁE - BIŻUTERIA ARTYSTYCZNA LUCY

Biżuteria jest ważna w całościowym wizerunku. Ale trzeba ją umiejętnie dobierać do kolorystyki ubioru, fasonu, okazji. Nie przejmuj się: bo co inni powiedzą? Zobacz jak mizernie wygląda polska ulica. Niektóre panie  nawet się zastanawiają, gdzie jest granica między ubieraniem się a przebieraniem. Lepiej się bawić ubieraniem i dobrze się czuć niż popaść w nudę i  nijakość. Nie trzeba się bać!  Bądźcie sobą!!!

Pozdrawiam, Lucy






















 

niedziela, 24 marca 2013

MOZAIKI – JAK U GAUDIEGO

Od wielu lat prowadzę klub plastyczny. Na naszą działalność nigdy nie dostaliśmy żadnych funduszy. „ONI” umieją ustalić dla siebie należyte zarobki, właściwą premię i adekwatne do zarobków nagrody. Na to są zawsze wygospodarowane i odpowiednio zabezpieczone fundusze. Tymczasem ich prawdziwym wizerunkiem jest dbałość o dzieci. Jaka? Żadna!!!

I zrób tu człowieku ciekawe zajęcia nie mając niczego, z rękawa też nie wyciągnę bo iluzjonistką nie jestem. Można też przyjąć inną postawę : spokojnie usiąść i powiedzieć „róbta co chceta”. Ale ja taka nie jestem! Żeby cokolwiek mieć do zaoferowania dzieciom sama musiałam to zdobyć. Dosłownie ZDOBYĆ.  Pisałam pisma, prosiłam, chodziłam, mówiłam, opowiadałam… itd.

Mój wysiłek i zaangażowanie nie poszły na marne. Krok po kroku  urządzałam pracownię: od radnego dostałam deski projektowe, od Rady Osiedla w ramach konkursów sztalugi do malowania, od Spółdzielni mieszkaniowej materiały plastyczne i jakoś funkcjonowaliśmy. Później zrobiliśmy aukcję prac dzieci i dzięki temu wymieniliśmy oświetlenie (co było bardzo ważne, gdyż zajęcia mamy w piwnicy szkoły). W pracowni panował  miły nastrój, porozwieszaliśmy prace dzieci: rysunki, obrazy, rzeźby, maski z papier-mache. Ale toaleta była straszna, dosłownie! Dzieci bały się tam chodzić. Stąd narodził się pomysł remontu toalety. Ale jak zrobić remont nie mając żadnych funduszy? Zrobiliśmy zbiórkę materiałów: niepotrzebnych w domu, w piwnicach, u dziadków, sąsiadów, znajomych. Powstał pomysł na mozaikę z resztek. Znów zrobiliśmy aukcję prac, trochę pieniędzy nazbieraliśmy, trochę dołożyła nam Rada Rodziców ze szkoły, porozwieszaliśmy ogłoszenia, że zbieramy kawałki kafli, uszkodzone płytki i inne potłuczone kubeczki.

Efekt wyremontowanej toalety był cudowny!









Skoro udało nam się z toaletą… Może  i pracownię uda nam się wyremontować? I znów szukanie środków: aukcje prac dzieci, zbieranie materiałów, pisma do potencjalnych sponsorów. Ogrom pracy, żmudne klejenie mozaiki ale… jakie efekty! I sponsor się znalazł, dofinansował nas. Mogliśmy dzięki temu  zakupić też nowe stoły, krzesła, regały, odnowić stare meble, pomalować.
Sami zobaczcie…










Została nam pracownia rzeźby.  Szukaliśmy dostępu do płytek ceramicznych, uszkodzonych, takich, które się wyrzuca. Udało się nam. Dostaliśmy ( nie napiszę skąd bo sami wiecie … mogliby dostać po głowie!) Teraz zbieramy środki na  remont pracowni rzeźby i kleimy mozaiki, które będą zdobić ściany.  Szukamy sponsorów… 
Zdjęcia mozaiki:








Przy okazji postanowiłam odnowić blat stołu wklejając mozaikę:



Pozdrawiam, Lucy